piątek, 5 października 2012

Drzwi... :)


Dziś będzie śmiesznie, a dla niektórych może z lekka gorsząco, ale to potem, najpierw jednak słów kilka tak ogólnie, bo przez całe wakacje nie miałam po drodze, by się zaplątać na portal blogowy, zwłaszcza, że Onet do tego nie zachęcał zwlekając  naprawami coraz to bardziej kulejącego blogowiska…

Sporo się ostatnio u nas dzieje i powodem nie są, bynajmniej, goście, którzy przedłużyli sobie wakacyjny pobyt. :) Wręcz przeciwnie, pojechali już dawno. Były kolacyjki w ogrodzie u babci, lecz powtórki z pasztecikową przygodą uniknęliśmy. :)
  
3. września weszliśmy w nowy etap życia - starsze dziecko poszło do pierwszej klasy - skończyło się dla nas leżenie do góry wentylem po powrocie do domu. Już się nie da puścić dzieci w stertę zabawek i niech robią co chcą - teraz są lekcje, które trzeba sprawdzić, czasem pomóc, a najpierw jeszcze 15 razy się upewnić czy na 100% TYLKO TO było zadane...:)
Kręcimy się więc na co dzień na linii: dom-szkoła-przedszkole-praca-szkoła przedszkole-dom. 2 x w tygodniu do tego kieratu dodać jeszcze należy basen i kort, gdzie nasze progenitury rozwijają swoją tężyznę fizyczną i tak można zdefiniować tydzień. Na szczęście są weekendy, a i jakiś wyłom  tego szablonu czasem da się zrobić.
Tak było i kilka dni temu. Małż porozwoził narybek do instytucji edukacyjno-opiekuńczo-wychowawczych i postanowił wrócić do domu na kawę, bo w pracy nie mamy za bardzo czasu na wspólne kawki. Od łyka do łyka i postanowiliśmy zabawić się w myśl piosenki Kazika „…gdy nie ma w domu dzieci, to jesteśmy niegrzeczni…” – dodam tylko, że frazę „jedna flaszka, druga flaszka…” pominęliśmy, aczkolwiek na pewno nie był to niemy film… J
Bardzo ważna uwaga: zabawialiśmy się tak w łazience przy otwartych drzwiach, które nota bene, położone są  vis a vis drzwi wejściowych – w końcu dzieci nie było, więc po co się zamykać.
Po naszych igraszkach moje spojrzenie padło na te nieszczęsne drzwi i zamarłam – BYŁY OTWARTE!!! Nie całkiem na oścież ale uchylone mniej więcej pod kątem 45 st.
Mój zwariowany mąż czasem zamyka drzwi w pośpiechu i nie domyka ich dokładnie – efekt jest taki, że na pozór zamknięte przez niego drzwi po kilku minutach stoją otworem. Zdarzyło się to już niejednokrotnie, ale nigdy w TAKICH okolicznościach!!! J    
Z wrażenia zakręciło mi się w głowie, zwłaszcza, gdy sobie uświadomiłam, że słyszeli nas wszyscy sąsiedzi i jeszcze pani sprzątająca!!! Dostaliśmy z A. takiego ataku śmiechu, że dochodziliśmy do siebie chyba z pół godziny… J Ciekawe ile zajęło to sąsiadom…? :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz