piątek, 5 października 2012

Ach, ta woń...



Od poniedziałku się zaczęło: po przyjeździe do naszego nowego biura, które na kilka tygodni przenieśliśmy do nowego domu poczułam nieprzyjemną woń – zalatywało jakąś zgnilizną, może padliną… Pooglądałam podeszwy swoich butów myśląc, że wdepnęłam w psią niespodziankę, a nie wykrywszy na sobie źródła owego zapaszku, przestałam sobie zaprzątać tym głowę. (Na wszelki wypadek jeszcze kilka razy w ciągu dnia dyskretnie zaglądałam pod buty… J)
Po pracy, pojechałam po dziecko do przedszkola i po wyjściu z auta ze zdziwieniem odkryłam, że koło przedszkola tez to czuć… ki diabeł…?
Mąż zauważył, że smród czuć w różnych miejscach w mieście. Następnego dnia było to samo. Zaczęliśmy już podejrzewać, że albo ktoś założył w okolicy ubojnię, albo nielegalnie pozbył się jakichś odpadów. We wtorek rąbało jeszcze gorzej, ale wsadzając dziecko do auta zauważyłam, że świat bardziej śmierdzi z prawej strony samochodu. J  Przyszło mi do głowy, że może jednak nie śmierdzi w całym mieście, tylko może my smród wozimy ze sobą…?  Jak ogon za kometą, tak fetor podążał a nami po całym mieście! Doszliśmy z A. do wniosku, że na bank jakaś mysz wlazła pod nadkole i tam dokonała żywota rozsiewając przy tym nieziemski aromat, żeby potomni o niej zbyt szybko nie zapomnieli.
W czwartek teść zaprowadził nasze auto do warsztatu swojego kolegi. Wrócił niewyraźny – blady jakiś i dziwnie uśmiechnięty…  Ten dziwny uśmiech to było niedowierzanie – jak mu się wymalowało na twarzy w warsztacie, to zostało mu jeszcze na ponad godzinę, a to dlatego, że po podniesieniu auta, okazało się, że pod maską woziliśmy KOTA!!!  Wlazł pacan pod obudowę silnika – zimne wieczory, a tu ciepło biło od świeżo zaparkowanego auta, to się chciał ogrzać…  Nie chcę się wdawać w szczegóły dotyczące nowych form życia, które pojawiły się pod maską w pakiecie z tym kotem, ale Bóg mi świadkiem, że  już dwa dni nie mogę jeść,  bo mi się wszystko w trąbkę zwija – jeszcze tydzień tego obrzydzenia i będę miała luz w ciuchach…  - jedyna jaśniejsza strona tej TFU!-przygody.

4 komentarze:

  1. O matuuuuuluuuu !
    Biedne kocisko. :(

    Fajny ten Twoj nowy blog! Buziaki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka, Grzeszna... :) Dzięki za ciepłe słówko. Twój też jest fajny - zresztą Ty o tym dobrze wiesz...

      Usuń
  2. Cześć, Dorotko :)
    Miło Cię gościć. Jak Ty jesteś, to zaraz cieplej się tu robi.
    Pozdrowionka :)

    OdpowiedzUsuń